Archiwum styczeń 2005, strona 1


sty 23 2005 Brazylijada
Komentarze: 9

Rudzielec [*]

Znow bedzie bogactwo tematow i niesmiesznych zarcikow w jednej notce :>

Jak na razie to nie nienawidze siebie (whatever...). I pewnego pana, ktorego staralam sie nienawidzic...za to, ze wyszlo tak, a nie inaczej. Bo tak mi bylo...latwiej? No na kogos musialam sie zloscic, umiescic wine po konkretnej stronie. A teraz sie nie zloszcze (qrwa cud), bo ten epizod z panem Upatrzonym, o ktorym tak ostatnio uwielbiam pisac, na cos sie jednak przydal. Nie moge tego przezyc!!!!! Po tym jak zobaczyl mnie gdy bylam paskudna jak tylko moge (a bardzo moge), bez grama tapety, w najbardziej rozciagnietych ciuchach (meska koszula rulez...napisalabym, ze 'jednak faceci sie na cos przydaja' ale w paletki to graja wspaniale, wiec bez krytyki dzisiaj). On byl (piekny jak mlody bog, padalo na niego swiatlo swiec...mrrrau... Tak, zartuje.) najbardziej nieosiagalny i nierzeczywisty. A po kilku dniach mowi mi, ze wtedy wywarlam na nim niesamowite wrazenie, ze naturalnosc to cos najpiekniejszego na swiecie... Moze lubi gady : No dopsz, juz nie pisze w stylu brazyliady spaczajacej mozg. Forgive me ;) I nie przyjmuje prosb o odszkodowanie, bo slonecznik mi drozeje :(

I pomyslec, ze doroslosc zobowiazuje... Ze bede musiala wykazac sie wieksza odpowiedzialnoscia za swoje czyny (czyli jakakolwiek!). Wiec skoro mam czas do kwietnia az dostane dowod i pojde do pubu pomachac barmanowi tymze dokumentem (do momentu az ...?), to korzystam jak moge. Pozniej beda mi dranie dokuczac, ze mam zachowac powage z racji wieku, zatem rozpetalam wojne na klej do tapet. Albowiem tworzymy babe jage z masy papierowej. Znaczy sie pysk baby jagi. Cala postac ma byc wielkosci przecietnego czlowieka. Ambitny projekt.

Marze o wzornictwie.

I o aparacie cyfrowym. A jednak! Po tym jak poprzysieglam dozywotnia nienawisc aparatom calego swiata za to, ze zenit spieprzyl mi klisze.

Tyle.

:*

 

slonecznik : :
sty 19 2005 Bez tytułu
Komentarze: 9

Emptiness is filling me
To the point of agony...

Taaa... gonitwa mysli i pustka jednoczesnie.

Zaloba po kochanym Rudzielcu, ktory umarl dzisiaj rano. Nie dociera do mnie jeszcze. Ze przestal cierpiec... Byl ze mna przez wiekszosc mojego zycia... i to nie jest qrwa tylko zwierze. I on nie zdechl tylko umarl

 Dzien, obrodzil oczywiscie pozniej w inne straty i rozczarowania. I zlosc. Juz mi sie nie chce obrywac, juz mi sie nie chce "pokojowo". Chce rzucic wszystko w cholere. Nie byc sloneczniczkiem. Chce zmaltretowac te pewne siebie, wypieszczone, pozbawione problemow mordy patrzace z gory. Niech czuja sie malutkie, bezwartosciowe. Zeby patrzyly z innego punktu widzenia, aby cale ich mniemanie o sobie runelo, stluklo sie, rozpadlo. Nie chce miec wyrzutow sumienia. Moglabym wtedy spokojnie oddac sie matretowaniu i nie widziec w tym nic plytkiego. Moglabym patrzec ich wzrokiem i nie zalowac braku serca. Zamkniete kolo?

Nie chce obwiniac siebie. W sprawie Upatrzonego. Ze jestem naiwna. Nie chce juz nigdy, nigdy, nigdy wiecej przekonac sie o tym, jaka jestem slepa. 

Moze mi "nie zalezec" przez jakis czas na niczym?

                             Z tego wszystkiego zapomnialabym o tym, jak wiele mam, o tym co jest mi drogie. Za duzo wrazen jak na jeden dzien...

Niedlugo napisze cos innego :> zeby nie siegnac dna deprechy i czarnej rozpaczy :>

Buziaki...

slonecznik : :