Komentarze: 17
sukienka, w ktorej czuje sie bosko. ponczoszki zeby poczuc sie jeszcze bardziej bosko. w ogole sie postaralam, chyba tak naprawde pierwszy raz w zyciu pozbylam sie uczucia, ze jestem z tych "worek na twarz dla niej, worek dla siebie i worek dla psa zeby jeszcze mial do Ciebie szacunek". no i mialam zapukac do drzwi jego mieszkania jako pewna siebie femme fatale. uciekl mi autobus i odechcialo mi sie byc femme fatale. piechota na drugi koniec miasta. trzeslam sie z zimna, wlosy mi zdechly, marudzilam. zrobil mi kawki. przytulil.
z kazdym spotkaniem coraz trudniej sie zegnac
a dzisiaj... poszlam rano do plastyka, jak zwykle na zajecia z rysunku i szybko stamtad wyszlam z poczuciem, ze niczego nie potrafie. Daga byla swiadkiem tego jak rozrzucam wszystko po pokoju i upycham wszystkie swoje rysunki na dno szafy. i brystole, i kartki. kilka razy porzucalam rysowanie i wracalam do niego. porzucilam. po godzinie zastanawialam sie czy aby na pewno moge bez tego zyc. a moze to zwyczajna proznosc, chce zeby mi ktos powiedzial bym tego nie robila. chce nasycic sie komplementami. moze. ale meczy mnie juz ten bagaz niedoskonalosci i jak na razie nie przewiduje, ze sie pogodzimy.
rezygnacja i zmeczenie wypelnia wszystko dookola. kazdy do widzi, ale nie robimy z tym nic. utrudniamy zycie sobie i innym i jestesmy do bolu statystyczni. boimy sie siebie, boimy sie indywidualistow albo nienawidzimy ich... gdzie jest dla nas miejsce w tym wszystkim... ? jest tu w ogole cos prawdziwego?