tak tragizowalam! uwielbiam tragizowac po to by okazalo sie, ze znowu robie to bez potrzeby :) na wczorajszej kolacji atmosfera byla zupelnie inna niz zwykle. gleboka rezygnacja ustapila miejsca pogodzeniu sie z pewnymi nieuchronnymi zmianami. wreszcie!
(prababka, rocznik 1919, zaczyna jesc)
- babciu, a oplatek?
- tu lezy! ja jestem glodna!
a co roku najstarsza czlonkini rodziny tak rygorystycznie pilnowala porzadku... :)
dostalam sporo pogodnych slow od osob, ktorym podrzucilam prezenty pod choinke i zakazalam otwierac przed wigilia. wiem, ze to sadyzm. z reguly wreczam kilka dni wczesniej. tym razem tez nie bylo inaczej i zaczynalam wymiekac "a moze otworzysz jednak wczesniej, coooo?". wytrwali, wredni :>
niecierpie czekac. chce juz i koniec! dostawalam wczoraj swira. w koncu sie doczekalam i bylismy tylko dla siebie, ja i moj Swiateczny Prezent :) o 2 w nocy siedzielismy w kuchni oddajac sie brzydkim nalogom: papierosom i slodyczom. a jedzenie mandarynek z puszki nigdy wczesniej nie bylo takie smieszne. jestem senna do bolu ale, paradoksalnie, rozpiera mnie energia. a niebo takie piekne...
boze, wlasnie uleglam i otworzylam ptasie mleczko. powroce do szkoly jako stukilowa blondynka! i kto mnie bedzie wtedy bral na kolana?! a z reszta, co sobie bede zalowac. pozniej usiade na kilka osob i sie zemszcze za wszystkie czasy!
aaach, i tyle dni wolnego :)