Komentarze: 5
wywieźliśmy Teściową do Wawy na samolot.
najpierw spędziliśmy kilka godzin w mrowisku tunelowych sklepików w centrum miasta.
a w Łazienkach nie można znaleźć otwartego kibla przed godziną 10.
mimo wszystko - pięknie. słodki zapach ogromnych, żółtych róż. błoga cisza przerywana wrzaskami pawi.
brak snu nie sprzyja jednak rozkoszowaniu się pięknem, z wyjątkiem piękna rozścielonego, przytulnego łóżka...
zwiedzaliśmy - wszystkie punkty sprzedaży kawy z mc donald's włącznie. przyjemnie sączyło się kawkę późnym wieczorem, pod oszklonym dachem.
z trudem zabijaliśmy czas do przyjazdu pociągu powrotnego. na peronie - tłum ludzi, jak w środku sezonu. wylądowaliśmy na 'korytarzu' pociągu. trochę potrwało zanim udało nam się znaleźć bardziej nadające się do spania miejsce niż jednoosobowe krzesełko wyciągane ze ściany. chociaż wiedzieliśmy, że jedno z nas musi zerkać na bagaże, od czasu do czasu oboje osuwaliśmy się z tego małego krzesełka, zasypiając na siedząco, ja na kolanach Grzesia.
od tego wyjazdu minęło już kilka dni. kilka bardzo przyjemnych dni. pełnia szczęścia na chwilę została przesłoniona notatkami, za które trzeba się wreszcie zabrać. taka drobna niedogodność, ale niedługo znów będziemy leniuchować. zostały niecałe trzy tygodnie.
przekleństwa ostatnich dni:
-różowe wino
-tabaka
-fasolka po bretońsku
-ginekolog
-egzaminy
-Saga o Ludziach Lodu
-Oblivion
-Herosi (serial)
-Metallica