Bez tytułu
Komentarze: 5
Notkia, na znak, ze zyje (o duperelach, znaczy sie).
Weekend przesiedzialam w czterech scianach, nie moglam pobic wewnetrznego krytyka. Ta sama geba, te same mysli, te same lęki. Chcialam odpoczac od swiata ale nie moglam odpoczac od siebie i myslalam, myslalam, myslalam. O tym, o czym nie warto, glownie. Czekalam az cos zmieni sie samo z siebie (dlaczego nie?!). Chwilami mam ochote spalic wszystko i pojsc przed siebie. A czasem wlacza mi sie jeszcze glupsze myslenie pt."autodestrukcja'. Ile razy probowalam zaczac od nowa, zmienic wszystko. W pamietniku regularnie pisalam sobie postanowienia z okazji... nowy rok, nowy miesiac, nowy tydzien, nowy dzien; gowno, przeciez to nie o to chodzi.
Dzis:
Po calym tym goracym dniu doczekalam sie rozkosznego momentu odklejenia od siebie dzinsow, zamszakow, siatek, plecaka, rzemyka, pierscionkow itd i najprzyjemniejszego chlodnego prysznica pod sloncem, po tym jak przeszlam pol miasta zeby zrobic kilka zdjec z mostu, ktory tak strasznie uwielbiam (bo jest stary - no dobra, moze nie az taki stary ;-), dlugi i na odludziu). Zdjecia wyszly kiepskie ale spacer (- sauna) to bylo wlasnie TO. Teraz slucham burzy (fajna byla i juz), deszczu (cudownie). Jeszcze przed chwila korcilo, zeby isc i zmoknac ale ludzie uciekaja stadami (powiedzmy, ze w tym rejonach mozna mowic o 'stadach'); sie rozszalalo na calego.
Yh, ksiazka od matmy wzywa :\ a powoli zaczynalo mi byc bezmyslnie :>
Wlasnie. Nowa nota. Oblejmy to :P
Rozumiem mocno i tulę. Mocno.
Dodaj komentarz